Col du Tourmalet – Pireneje
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Dziś wybieramy się w Pireneje i jedziemy przez jedną z najbardziej znanych francuskich przełęczy – Col du Tourmalet. Dziś jest pochmurno, więc po wjeździe na przełęcz nie obiecujemy sobie zbyt dużo.
Im bliżej celu, tym coraz więcej promieni słońca, tak jakby chmury chciały nam dać odrobinę nadziei na piękne widoki. Zupełnie jak parę lat temu przy wjeździe na Stelvio.
Nie zważając na gęstość chmur, odczuwamy coraz większą radość z jazdy – droga staje się coraz bardziej kręta. Po drodze mijamy ciekawe instalacje, przywodzące na myśl serię gier „Need for Speed”. Zapewne służą ochronie przed spadającymi kamieniami. Dla nas są genialną scenerią do zdjęć samochodu.
Pierwszy postój robimy na jedzenie (jesteśmy zdziwieni, że można smacznie zjeść w turystycznym miejscu) i częściowo nieplanowaną integrację z lokalną zwierzyną. Przykładowo, zaliczamy spotkanie z osłem, który podchodzi niepostrzeżenie, gdy robimy zdjęcia. Zagradza nas i stoi tak, uparty jak…no właśnie. Lokalni restauratorzy są zaprawieni w bojach i potrafią zmusić go do zmiany miejsca, choć też nie przychodzi im to z łatwością.
Bardziej planowane jest nasze spotkanie z… lamami. Tak, z lamami. Można by było zapytać skąd lamy w tym miejscu. Otóż zostały sprowadzone przez właściciela pobliskiego kempingu, żeby wygryzać trawę. Od około 2015 roku łatwo je spotkać w okolicy. Z reguły lamy chodzą po terenach pokrytych trawą, jednak na początku lipca 2016 roku wyszły na drogę i usiadły na niej, żeby ogrzać się podczas zamglenia. Jako, że przez Col du Tourmalet przebiega trasa Tour de France istniała obawa, że lamy przerwą wyścig, albo spowodują kolizję…
Posileni i rozbawieni nietypową integracją ze zwierzątkami ruszamy dalej, w kierunku najwyższego punktu przełęczy.
No i jesteśmy na wysokości 2115 m. n.p.m. przekraczając jednocześnie Col du Tourmalet. Od 1910 roku Col du Tourmalet jest częścią i jednocześnie najwyższą przełęczą wyścigu Tour de France. W najwyższym punkcie, na murku tuż przy drodze, stoi pomnik kolarza, który upamiętnia pierwszy przejazd Octave’a Lapize’a.
Nieopodal pomnika znajduje się świetny punkt widokowy. Dobrze tu widać krętą drogą, którą przyjdzie nam zaraz jechać.
Na drodze można zauważyć wiele napisów dopingujących kolarzy. Poniżej widać, że ktoś najwyraźniej mocno chciał wesprzeć Mikela Landę.
Na dole znów niespodzianka – owce wędrują sobie spokojnie po jezdni. Nic a nic sobie nie robią z przejeżdżających w pobliżu, hałaśliwych samochodów. Po prostu idą. Zupełnie wyluzowane.