Chioggia – Ferrara
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Według planów dzisiejszy dzień zapowiada się spokojnie. Zaledwie jedna miejscowość do zwiedzenia przed Ferrarą, gdzie dziś śpimy. Bicie dzwonów uświadamia mi, że nastał nowy dzień. Przewracam się z boku na bok, lecz zamiar przespania jeszcze paru minut niweczy mi mama, która dzwoni zapytać czy jesteśmy bezpieczni, bo było trzęsienie ziemi. Zaraz potem sprawdzam co się stało – potężne trzęsienie miało miejsce w Amatrice, około 140 km od Perugii i ponad 400 km od nas. Gdy już ochłonęliśmy i poinformowaliśmy znajomych ruszamy w ostatni spacer po mieście. Za dnia rybacki klimat Chioggi jeszcze bardziej rzuca się w oczy… i w nozdrza.
Trasa prowadzi w pobliżu delty rzeki Po. Ponownie pomysł zaczerpnęliśmy z przewodnika „Samochodem przez Włochy” jednak tym razem spektakularnych widoków raczej nie mamy. Znów trafiamy do miejsca, które ciekawie wygląda na mapie, ale na żywo, z perspektywy człowieka, nie robi specjalnego wrażenia.
Commachio
Po śniadaniu ruszamy w stronę Commachio. Na miejscu okazuje się, że dziś jest targ i obowiązuje zakaz wjazdu na plac, na którym zamierzaliśmy zaparkować. Znów jest to targ pełen dupereli, a nie produktów spożywczych. Dlatego zakupy robimy w sklepie i standardowo bierzemy ser i salami. Commachio to miasto, które także moglibyśmy nazwać „małą Wenecją”. Nie jest wyspą jak Chioggia, ale tu też przez centrum miasta płynie rzeka, która dodaje mu specyficznego uroku.
Ferrara
W drodze do Ferrary zatrzymujemy się na jednej z nielicznych myjni samoobsługowych, żeby pozbyć się sporej warstwy brudu i owadów, które do tej pory pokryły samochód. W Ferrarze okazuje się, że śpimy w typowym dla tego miasta domu z okolic XVIII wieku. Jest to jedna z trzypiętrowych kamienic stojących w szeregu. Jest zbudowany w całości z cegły i w środku ma drewniane stropy. Zadbano tu udogodnienia – klimatyzację, wifi (we Włoszech to wciąż nie jest standard) oraz parking. Gianluca – właściciel tego przybytku okazuje się sympatycznym człowiekiem, który od razu udziela nam wskazówek – gdzie zjeść i co zobaczyć. Uzbrojeni w taką wiedzę ruszamy w miasto. Ferrara to miasto studenckie i tu znajduje się jeden z trzech włoskich uniwersytetów, na których studiował Mikołaj Kopernik. Klimat miasta bardzo przypomina pobliską Bolonię, która również słynie z uniwersytetu, dobrego jedzenia i tętni życiem. Klimat tworzą też książki, których tu pełno.
Do centrum mamy blisko – 10 minut na piechotę. Na początku zwiedzamy katedrę, zamek oraz pałac diamentowy. Spacerujemy też po dzielnicy żydowskiej. Ferrara ma klimat. Z pewnością warto by tu spędzić więcej niż jeden dzień. Gianluca wypisał nam mnóstwo obiektów do zwiedzenia i wystaw do obejrzenia. W mieście jest sporo parków, w których można odpocząć oraz sklepów z lokalnymi produktami. Dla każdego coś się znajdzie. My trafiliśmy na festiwal buskersów i w centrum na każdym rogu spotykamy ulicznych performerów.
Na koniec dnia wędrujemy do „Hostaria Savonarola” – knajpy polecanej przez naszego gospodarza. Jakże by inaczej – próbujemy lokalnej kuchni, czyli Capelli di zucca (pierożki z dynią) oraz policzków wołowych z purée z pietruszki. Jedzenie pyszne i sycące, a lampki wina szybko uderzają do głowy po intensywnym dniu.
I wszystko jasne dlaczego „Hostaria Savonarola” – obok jest pomnik jegomościa.