Grand Tour de France – podsumowanie
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Podczas naszego Grand Tour de France przejechaliśmy łącznie 6552km, co sprawia, że podróż po Francji była najdłuższą, jaką do tej pory zrobiliśmy. W aucie spędziliśmy łącznie 96 godzin.
Na nogach przebyliśmy blisko 180 km. Sporo z tego to były niezłe przewyższenia, więc naszą wyprawę można uznać za całkiem rekreacyjną 🙂
Jazda po Francji
Jazda po Francji to istny koszmar. Temat zasługuje jednak na szersze omówienie, więc przeczytacie o tym w osobnym wpisie.
Wino i jedzenie we Francji
Wino było istotną częścią naszej podróży. Staraliśmy się w każdym regionie odwiedzić przynajmniej jedną apelację i kupić kilka butelek. Ostatecznie wyszło ich całkiem sporo, bo 56. Chwała Unii i dużym limitom. Będzie co pić przez rok.
Po podliczeniu kosztów wino znalazło się dość wysoko na liście wydatków. Jednak tym razem królowało niepodzielnie jedzenie. Serio, we Francji głównie jedliśmy, ale ciężko się było oprzeć tej wysmakowanej kuchni. Sami zaczęliśmy jak rasowi Francuzi zastanawiać się, co i gdzie zjemy. To zupełnie inny poziom przygotowywania i celebrowania potraw. Włosi pomieszają kilka świetnej jakości składników i zaserwują nam pyszne danie. Francuzi robią na talerzach jakieś czary-mary, tworząc wykwintne dania z sosami, w których, aż trudno rozróżnić składniki, choć całość gra ze sobą wyśmienicie. Nic dziwnego, że głównym tematem rozmów Francuzów jest właśnie jedzenie.
W każdym regionie kuchnia jest zupełnie inna i na swój sposób wyjątkowa. Nieważne czy to Burgundia ze swoją wołowiną po burgundzku i ślimakami, Normandia z potrawami z ryb i owoców morza czy Bretania z naleśnikami popijanymi cydrem. Jedzenie we Francji zawsze jest ucztą dla podniebienia. Oczywiście, jeśli pójdziemy do odpowiedniej restauracji. Większość z nich trzyma poziom, więc szybkie rozeznanie wystarczy, by wybrać dobrze.
Restauracji we Francji nie należy się bać. Jeśli pójdziemy na wieczorną kolację, to po pierwsze, trzeba zarezerwować stolik, a po drugie, przygotować więcej euro. W tygodniu w południe sytuacja jest zupełnie inna. Francuzi oferują codziennie inne zestawy w specjalnych cenach. Za 15-20€ można zjeść przystawkę i danie, bądź danie i deser. Dopłacając 3-4€ mamy wszystkie 3 składniki. Porcje są solidne, więc można się najeść. Przy tym nie ma żadnego coperto czy servicio jak we Włoszech. Ciekawostką jest, że chleb zawsze pojawia się na stole i ma on tu specjalne zastosowanie. Ponieważ francuska kuchnia opiera się często na gęstych sosach, które zostają na talerzu – chleb pomaga w wyjedzeniu smakowitości do ostatniej kropli. Serio, po pobycie we Francji brakuje nam tego zwyczaju w polskich restauracjach.
Francuzi
Nie ma co, to była wspaniała podróż. Zwiedziliśmy mnóstwo zabytków, poznaliśmy przeróżne wina, uświadamiając sobie, że francuskie terroir to nie tylko marketingowy chwyt oraz zakosztowaliśmy francuskiej kuchni, która jest po prostu wyjątkowa. To wszystko nie było by jednak możliwe i jednocześnie tak satysfakcjonujące, gdyby nie to, że D. i N. mówią biegle po francusku. Jeśli mówi się po francusku, to wszystkie drzwi stoją otworem. Winiarze chętnie nas przyjmują, wdają się w rozmowę i zdradzają szczegóły. Ba, nawet zsiadają z motoru, by poświęcić nam kawałek czasu przeznaczonego na lunch. Kelnerzy są uśmiechnięci i mili, wszystko jest pięknie. Natomiast Francuzi nie przepadają za językiem angielskim. Nawet jeśli go znają i rozumieją, to przeważnie na pytanie po angielsku odpowiedzą po francusku (są oczywiście wyjątki!). Ja raz użyłem angielskiego, odpowiedź po francusku oraz pełne niechęci spojrzenie uświadomiło mi, że zrobiłem błąd.
Samochód – BMW E91 320d
Podróż po Francji to ostatni wyjazd naszym BMW E91 320d. Trzeba oddać mu honor – to wręcz idealny samochód na takie podróże. Żwawy silnik (184 konie, 380Nm) świetnie się sprawdzał zarówno na autostradach, jak i na drogach krajowych, nie sprawiając żadnych problemów z wyprzedzaniem. Do tego to spalanie – średnio wyszło nam 5,6 litra, co jest naszym zdaniem rewelacyjnym wynikiem. Dzięki temu, że bak ma pojemność 60 litrów, auto zapewniło nam zasięg 1000km na jednym napełnieniu. Wracając z Tuluzy do Polski zatankowaliśmy się w trakcie drogi tylko raz. Warto też dodać, że do bagażnika zapakowaliśmy walizki trzech osób, a po drodze dorzuciliśmy kilkadziesiąt butelek wina, bez potrzeby pakowania zbyt dużej ilości rzeczy do przestrzeni pasażerskiej.
8 września 2019 Tagi: bmw, francja, jedzenie, podsumowanie, wino Wyprawa: Grand Tour de France