Tête de Chien – panorama Monako
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Nie ma się co oszukiwać, Monako niespecjalnie nas zachwyciło. Postanawiamy jednak spojrzeć na nie z dalszej perspektywy. Nie tak dawno, przed wyjazdem, oglądaliśmy dokument o tym jak Charles Leclerc przygotowuje się do startu w Grand Prix Monaco. Naszą uwagę przykuł fragment, w którym kierowca opowiada o swoim ulubionym miejscu do biegania, skąd rozpościera się widok na całe księstwo. Mowa o górze zwanej Tête de Chien.
Na Tête de Chien wjeżdżamy od strony francuskiej – kierując się na miejscowość La Turbie. Sama góra leży częściowo we Francji, a częściowo w granicach Księstwa Monako. Wznosi się na 550m i kształtem przypomina przypomina głowę psa, od czego bierze też swoją nazwę.
Żeby dotrzeć na szczyt Tête de Chien trzeba się trochę przejść. Samochodem można dojechać jedynie do szlabanu, a stamtąd na piechotę jest jeszcze blisko 400 metrów. Do tego musimy przedostać się przez niezbyt równy szlak w pobliżu miejsca, które najwyraźniej upodobali sobie graficiarze, żeby finalnie móc wejść na szczyt psiej głowy. Na szczęście nie jest zbyt stromo, trzeba co najwyżej uważać na mniejsze i większe kamienie.
Trzeba przyznać, że widok na Monako z Tête de Chien robi wrażenie. Oczywiście sama architektura księstwa jest, delikatnie mówiąc, eklektyczna. Jednak wraz z olbrzymim portem i w otoczeniu lekko zachmurzonych w oddali gór oraz bezkresnych połaci morza, obrazek który oglądamy wydaje się wręcz bajkowy.
Nieco wyżej niż punkt widokowy znajduje się dawny fort wojskowy, zwany fortem Masséna. Ta wojskowa budowla powstała między 1884 rokiem a I wojną światową. Obecnie ponoć znajduje się we władaniu firmy telekomunikacyjnej.
Podczas powrotu z głowy psa widzimy, że najwyraźniej nie tylko my przyjechaliśmy tu za „radą” Charlesa Leclerca. Idziemy o zakład, że dwa stojące na parkingu supercary z Ticino – McLaren 720S i Ferrari Portofino należą do fanów F1.