Triest
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Triest znajduje się na trasie z Piranu przez Izolę do Triestu.
Jesteśmy tutaj drugi raz. Rok wcześniej zawitaliśmy na chwilę, a nocleg mieliśmy w Sistianie. Możecie zerknąć tutaj, żeby zobaczyć zdjęcia z Triestu z poprzedniej wyprawy.
Na początku szukamy miejsca, w którym mamy nocleg. Jest to zwykła kamienica w centrum miasta, co od razu rodzi problem związany z parkowaniem. Znajdujemy wolne miejsce, ale dla pewności pytamy właściciela czy możemy tu stać. Okazuje się, że nie przez cały dzień – tylko do 15min. Właściciel jednak proponuje nam postawienie auta w miejscu, gdzie stoi jego samochód, więc jedziemy z nim kawałek dalej. Jest ostro, wzniesienie niemałe, parkowanie tyłem. Czujniki parkowania i automat zdecydowanie się przydają.
Ruszamy do mieszkania, wnosimy bagaże na samą górę, na szczęście właściciel pomaga z częścią rzeczy. Szybkie formalności i idziemy zwiedzać. A raczej szwendać się, bo Triest jest zdecydowanie zbyt duży, żeby go zwiedzić w jeden dzień. Upał jest niemiłosierny i nie ułatwia nam realizowania planu, ale się nie poddajemy. Przechodzimy na drugą stronę Via San Michele, przecinamy ogrody i dochodzimy do katedry, która powstała w XV w. na starożytnych ruinach. Pozostałości ruin można zobaczyć też obok kościoła.
Zmierzamy teraz w stronę morza i przechodzimy dochodzimy do wielkich schodów zwanych Schodami Olbrzymów (Scala dei Giganti).
Spod schodów 10 minutowy spacer i jesteśmy w okolicach centrum na Placu św. Antoniego.
Przystanek na podładowanie energii robimy w kawiarni, która powstała w… 1825 roku – Caffé Tomasseo.
Jeszcze parę kroków i mamy przed sobą centralne miejsce w Trieście – Plac Zjednoczenia Włoch (Piazza Unità d’Italia), po którego drugiej stronie znajduje się morze, a dokładniej – zatoka triesteńska.
My swoje kroki kierujemy do miejsca, gdzie można nabyć wszelkiej maści włoskie specjały – targu Eataly. Jeśli planujecie zakupić w Trieście specjały dla bliskich, których chcecie obradować – będzie to idealne miejsce. Ogromny wybór makaronów, oliw, kremów (tapenada <3), win i czego włoskiego dusza zapragnie.
Obkupieni wracamy do hotelu, zostawiamy torby w apartamencie i ruszamy na kolację.
Obkupieni wracamy do hotelu, zostawiamy torby w apartamencie i ruszamy na kolację. Korzystamy z polecenia naszego gospodarza i udajemy się do niepozornej restauracji zwanej „Trattoria da Mara”. Z zewnątrz jest niepozornie, ot lokal na parterze jakiegoś bloku. Wystrój – nie powala. Od progu wita nas kobieta i na naszą prośbę o stolik pyta – ale na później czy teraz? No tak, jesteśmy wcześnie jak na lokalsów – jest ledwie szósta wieczorem… Siadamy więc przy jednym ze stolików, oglądamy kartę i zamawiamy orzotto z borowikami (tak jak risotto, tyle, że z kaszy pęczak) i gnocchi z ragu. Gospodarz się nie mylił – jest wybornie. Z czystym sumieniem polecamy Trattoria da Mara w Trieście.
31 sierpnia 2017 Tagi: bmw, eataly, jedzenie, morze, restauracja, triest, wino, włochy Wyprawa: Wino włoskie czy słoweńskie