Trydent – Werona – Mantua
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Pierwszą połowę dnia spędzamy jadąc wzdłuż wschodniego brzegu Gardy. Zaskakuje ogromny korek na przeciwległym pasie. Chyba ludzie wszyscy zaczęli wracać z wakacji. Przez dobre pół godziny widujemy ledwo poruszający się sznur samochodów. Ale też nieczęsto patrzymy na przeciwległy pas, bo wolimy oglądać jezioro Garda, które od strony wschodniej jest równie piękne, co od zachodniej.
Tuż przed sjestą udaje nam się zajechać po kolejne wina – do winnicy Valetti. Dystyngowana dama prowadzi degustację polewając dziewczynom sporej ilości próbki. Po około 8 butelkach domyślam się, że będziemy mieli wesoło w samochodzie. Kupujemy kartonik i ruszamy w dalszą drogę.
Verona
Kolejna powtórka z rozrywki, bo w Weronie już byliśmy, ale jako że miasto jest na planie „must-see” Natalii, to dziś Weronę zwiedzamy ponownie. Zostawiamy auto na publicznym, darmowym parkingu i spacerujemy dobre pół godziny do centrum.
Miasto zdaje się przeżywać zmasowany atak turystów, bo momentami aż ciężko się przecisnąć. A to co się dzieje pod domem Julii to istny armagedon. Jedni czekają w kolejce do wejścia na balkon, drudzy, żeby dotknąć biustu posągu Julii (bo niby szczęście w miłości), a inni próbują wyznawać swą miłość na ścianie, na której podobnych wyznań jest pełno.
Czekamy chwilę, aż Natalia wejdzie na balkon i ruszamy dalej, do kolejnego ważnego obiektu – areny w centrum miasta. Przewodniki twierdzą, że trzeba wejść, więc wchodzimy. Za tę przyjemność trzeba zapłacić 10€ za osobę, ale skoro niby to takie warte uwagi miejsce, to niech będzie. Po wejściu okazuje się, że nie jest warte uwagi i nie jest też warte ani centa. Ot ruiny, w których porozstawiano rusztowania, krzesełka. Nie ma tu kompletnie nic więcej. Nawet widok jest kiepski.
Na koniec ruszamy jeszcze do grobu Julii i wracamy do auta.
Mantua
Chwilę przed przyjazdem do Mantui orientujemy się, że ktoś nam wysłał SMSa, że klucze do odbioru będą w innym miejscu. Oczywiście SMS jest po włosku. Wpisujemy adres do nawigacji i docieramy na miejsce, które wygląda jak sypiący się hotel. W środku lekko podpity gość tłumaczy nam po włosku, że w apartamencie, który wybraliśmy chyba pękła jakaś rura i dostaniemy inny. Ale nie ma się co martwić bo to „apartamento piu bello„. No dobra, bierzemy klucze, podjeżdżamy na parking, który jest tuż przy zona traffico limitato, bierzemy bagaże i idziemy do „apartamento piu bello„. Zabawne jest to, że ZTL w stronę parkingu nie obowiązuje, ale jak jechalibyśmy przeciwległym pasem, to już tak. Otwieramy drzwi i nic pięknego tu nie widzimy, ot mieszkanie na poddaszu, niezbyt zadbane, a do tego kosmiczne konstrukcje w łazience, jak na przykład brodzik z gumowymi kwiatami (?!!). Żeby nie psuć sobie humoru, szybko się szykujemy do wyjścia i ruszamy na kolację.
30 sierpnia 2016 Tagi: bmw, lago di garda, mantua, verona, włochy Wyprawa: Włoskie jeziora