Verona – Wiedeń
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Rano wracamy do centrum Verony, bo chcemy kupić jeszcze kilka kartek pocztowych. Niestety okazują się strasznie kiczowate – jak u nas kilkanaście lat temu. I to w każdym sklepie. Przed wyjazdem z Verony kupujemy jeszcze pesto i kontaktujemy się z przyjaciółmi, którzy właśnie do Włoch przyjechali. Mamy nadzieję, że uda nam się spotkać w drodze jednak okazuje się, że oni są w Cortinie a my przez to miasto nie wracamy. Zrezygnowani brakiem pocztówek wracamy do auta i ruszamy w kierunku Wiednia. Po drodze mamy jeszcze dwie misje. Pierwszą jest nadal kupienie pocztówek. Decydujemy się spróbować w Vicenzie. Miasto okazuje się być bogate w ładne kamienice. Są też pocztówki, które nabywamy u kioskarki zwijającej kramik na siestę. Pani pytanie czy byliśmy w bazylice odpowiadamy, że nie. Errore! Grande errore!
Chcemy się jeszcze zatrzymać w Bassano del Grappa, żeby kupić narodowy włoski destylat – grappę, celujemy, że najlepiej ją nabyć tam, gdzie się narodziła. I tu pojawia się problem. W centrum praktycznie nie ma sklepów z alkoholami. Po około pół godziny krążenia mniejszymi ulicami w końcu znajdujemy sklep, gdzie udaje nam się kupić trunek. Siadamy jeszcze w kawiarence na ostatnie włoskie espresso a potem wracamy do auta.
Nastawiamy nawigację na Wiedeń i ruszamy. Cały dzień jest bardzo gorąco jednak im bliżej gór tym pogoda coraz gorsza. Póki co jednak dach mamy dalej otwarty i cieszymy się świeżym powietrzem. Po chwili jazdy orientujemy się, że nawigacja przeliczyła trasę inaczej niż planowaliśmy wracać i przejedziemy jednakmprzez Cortinę d’Ampezzo. Za późno by zawracać, więc kontynuujemy podróż wyliczoną trasą. Zaczynamy dziwić się widokowi przed nami. Zdaje się, że jest okropna mgła. Kilka kilometrów dalej okazuje się, że to nie mgła ale ulewa. Zaskakuje nas nagle a na drodze nie ma nawet pobocza, żeby się zatrzymać i zamknąć dach. Zjeżdżamy i stajemy na końcówce pasa robzbiegowego i rozkładamy dach. Woda, która jest na nim oczywiście ląduje w środku. Wycieramy co możemy, ustawiamy ogrzewanie i jedziemy dalej. Leje potwornie i jest słaba widoczność. Posuwamy się dość powoli za innymi autami i w ulewa zamienia się w lekki deszcz, który niedługo potem znika. Zatrzymujemy się przy stacji benzynowej, żeby się przyodziać w kurtki i coś przegryźć. Widoki są piękne.
Dzwonimy też do znajomych, bo w końcu jedziemy przez Cortinę. Spotykamy się pod ich kempingiem i przybijamy sobie piątki. A potem dalej w drogę. Zapada zmrok i widoczność jest praktycznie zerowa poza tym co oświetlają reflektory. Po około godzinie jazdy jesteśmy w Austrii. Zatrzymajemy się na stacji i uzupełniamy paliwo. Jest odczuwalnie taniej 1,4€ zamiast 1,7€. Do Wiednia docieramy około północy. Na zwiedzanie więc nie ma już szans i sił, tylko spanie. Ale jeszcze musimy zdobyć klucz, bo mimo, że nocleg kupiliśmy przez AirBnB to właścicieli nie ma i klucz musimy odebrać w innym hotelu. Tam dostajemy kopertę i wiadomość Tell your friend that we won’t do this again. Because this is strange. Twardy austryjacki akcent brzmi w głowie niczym rozkaz. Do mieszkania wchodzimy bez problemu. Stara kamienica i pomieszczenia wyglądające jak mieszkanie studenckie, w którym większość rzeczy to czysta prowizorka. Jest późno a my ledwo stoimy na nogach, pozostaje nam tylko położyć się spać.
6 września 2014 Tagi: alpy, bassano del grappa, mazda, mazda mx-5, vicenza, wenecja euganejska, włochy Wyprawa: Kabrioletem przez Włochy