Bellaria – Bolonia
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Noc w Bellarii minęła spokojnie i budzimy sie wypoczęci. Nie spodziewaliśmy się tego, bo to ośrodek turystyczny, jednak schyłek schyłek sezonu zrobił swoje. Schodzimy na typowo hotelowe śniadanie. Nauczeni doświadczeniem jemy tylko słodkie produkty. Włosi jedzą głównie takie śniadania i rzeczy na wytrawnie nie są zbyt dobre, w przeciwieństwie do tych słodkich. Płacimy w pani w recepcji i chwilę z nią rozmawiamy. Pyta gdzie jedziemy dalej. Często słyszeliśmy to pyanie w trakcie podróży – nic dziwnego – jesteśmy z daleka i zawsze kupujemy tylko jeden nocleg. W Bellarii idziemy jeszcze na chwilę na plażę. Jest piaszczysta ale wyraźnie podzielona na sektory związane z jakimś hotelem. Leżaki stoją porozkładane w idealny macierz a fal praktycznie nie ma, bo rozbijają się o szerokie falochrony. Wyraźnie czuć, że mocno ogranicza się tu plazowiczom wolność.
Jedziemy dalej, do Rawenny. Jest to miasto mozajek, których najwięcej jest w kościołach. Udajemy się do katedry i od razu okazuje się, że trzeba kupić bilet łączony, na trzy obiekty. Nie ma możliwości kupienia wejściówki tylko do jednego miejsca. Mnogośc i szczegółowość mozajek w katedrze robią wrażenie. Mnóstwo precyzyjnej roboty. Idziemy też do chrzcielnicy, w której można orzebywać maksymalnie pięć minut, jednak nikt tego nie sprawdza.
W Rawennie D kosztuje też najlepszych lodów pistacjowych w swoim życiu. Zaraz po tym wracamy do auta i jedziemy w kierunku Bolonii. Do hotelu przyjeżdżamy wcześnie i po doprowadzeniu się do porządku idziemy do centrum. Dochodzimy do niedokończonej katedry, którą zwiedzamy także w środku.
W środku jest dość mroczno. Sporo nieoświetlonych kapliczek, niewielkie witraże. Wchodzimy do bocznej sali, w której znajdują się relikwie. Albo raczej zbiór paskudztw. Jest kilka zębów, palec i nawet jeden krąg. Wszystko pięknie wyeksponowane. Gdy wracamy do wnętrza kościoła widzimy, że jedna z kapliczek jest rozświetlona. Znów relikwie, tyle, że w szkatułkach. Za chwilę podświetlenie gaśnie. Okazuje się, że trzeba wrzucić 20 centór, żeby zobaczyć zbiory ponownie.
Po zwiedzaniu katedry przechadzamy się miastem, które ma bardzo studencki klimat – mnóstwo młodych ludzi siedzi w knajpach i kręci sięprzy uczelniach. Jest bardzo przyjemie.
Idziemy też zobaczyć miejsce na dworcu, w którym naziści zabili kilkudziesięciu kokunistów wrzucając bombę do ich tajnej siedziby. Kawałek dreptania jest ale w końcu dochodzimy do dworca. Ten jest brudny i pełen meneli. Samo miejsce wybuchu to zaledwie ogrodzony kwadrat dwa na dwa metry i tablica z nazwiskami poległych. Wracamy do centrum z zamiarem zjedzenia kolacji. Jest jednak przed 21 i knajpy są jeszcze zamknięte. Upatrzyliśmy sobie miejsce polecane w przewodniku kulinarnym i czekając na otwarcie siadamy w pobliskiej knajpie z piwami. Oracuje w niej dziewczyna! która próbuje dopasować piwo do naszego opisu tego co chcemy wypić. Ma być regionalne i rześkie.
Za chwilę otwiera się knajpa obok, więc się zbieramy. W środku zamawiam spaghetti z małżami a D bierze pastę z sosem ragu. W przeciwieństwie do wczorajszej kolacji w Rimini małże są duze. Ale też trzeba ręcznie je otworzyć i wyjąć mięczaka. Po kilku minutach zabawy mogę dopiero zacząć jeść. Warto było się męczyć, bo malże jak i całe danie są bardzo dobre. Po kolacji wracamy do hotelu, oprózniamy Lambrusco i idziemy spać.
4 września 2014 Tagi: bolonia, emilia-romania, mazda, mazda mx-5, rawenna, włochy Wyprawa: Kabrioletem przez Włochy