Budapeszt – dzień trzeci
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Dziś jest nasz ostatni dzień w Budapeszcie i zaczynamy go inaczej niż poprzednie. Będziemy się pluskać w najbadziej znanych basenach termalnych Budapesztu – w łaźniach Gellérta. Decydujemy się na ten obiekt ze względu na wyjątkowe wnętrze, które na zdjęciach wydaje się ociekać splendorem. W łaźniach Gellérta nie ma też problemu z wejściem razem. W pozostałych może być inaczej – przykładowo kobiety mogą wejść tylko w jeden dzień w tygodniu a mężczyźni we wszystkie pozostałe. Wejściówka do łaźni kosztuje około 60zł za osobę, ale z kąpieli można korzystać przez cały dzień. Kupujemy więc dwa bilety, przebieramy się i udajemy do basenów zewnętrznych. Na początek próbujemy basenu ze sztucznymi falami, które są co kilka minut generowane. Potem udajemy się na mniejszy i cieplejszy basen (38°C), w którym można spróbować nieźle masujących biczy wodnych. Po chwili przeskakujemy do basenów wewnętrznych. Rzeczywiście, wnętrza łaźni ociekają splendorem, jednak splendor ów można by było już wyremontować. Miejscami płytki odpadają, sporo jest zacieków, co nie robi dobrego wrażenia jeśli się przyjrzeć. W środku jest sporo basenów o różnej temperaturze, sięgającej do 40°C a i jest też łaźnia parowa. Zrelaksowani opuszczamy łaźnie Gellérta. Strzałem w dziesiątkę było pojawienie się tu o 8:00, bo gdy wychodzimy około 10:00 ludzi jest już całkiem sporo.
Po wyjściu z kąpieliska udajemy się nie gdzie indziej jak na Górę Gellérta. Po przejściu kilkudziesięciu schodów zatrzymujemy się przy skalnym kościele, obok którego możemy podziwiać Most Wolności.
Na szczycie Góry Gellérta oglądamy Pomnik Wolności i cytadelę oraz podziwiamy panoramę Budapesztu z widokiem na Most Elżbiety.
Schodząc z góry podchodzimy jeszcze do pomnika samego Gellérta. Warto w tym momencie wspomnieć kim był Gellért, skoro spory fragment miasta nosi jego imię. Gellért był biskupem, który w okolicach roku tysięcznego podjął się ewangelizacji Węgier. Nie wszystkim to się spodobało, skutkiem czego były ruchy powstańcze, w trakcie których uczestnicy zrzucili biskupa do Dunaju z góry Kelem, zwanej dzisiaj Górą Gellérta.
Resztę dnia spędzamy na zwiedzaniu żydowskiej dzielnicy, która jest zadbana o wiele lepiej niż jej odpowiedniki w innych miastach. Budynki są odnowione a w okół jest czysto.
Na koniec dnia serwujemy sobie jeszcze nocną przejażdżkę autem po mieście. Przejeżdżamy przez Most Łańcuchowy i Most Wolności, które nocą są ładnie oświetlone. Błądzimy też po mniejszych uliczkach, z których trudno się wyplątać ze względu na to, że większość jest jednokierunkowa. Na koniec wyjeżdżamy na Górę Gellérta, żeby obejrzeć Budapeszt nocą. Na miejscu pojawia się niemałe zaskoczenie, bo na górze trwa zlot europejskiego fanklubu… Smarta.
To na tyle, jeśli chodzi o Budapeszt. Jutro wracamy do Polski. Przed pójściem spać patrzę na statystyki z krokomierza w telefonie i nie dowierzam – zrobiliśmy prawie 75km na piechotę a całego miasta i tak nie udało nam się zwiedzić…
27 sierpnia 2015 Tagi: budapeszt, kąpieliska, mazda, mazda mx-5, węgry Wyprawa: Drogą węgierskiego wina i folkloru