Pożegnanie z Węgrami
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Dziś wracamy z Budapesztu prosto do Polski. Jedynie na chwilę postanawiamy zboczyć z trasy, żeby zobaczyć Hercegkút. Tę miejscowość i winne piwniczki widzieliśmy już na początku wyprawy, jednak wtedy lało jak z cebra a dziś jest słonecznie.
W Hercegkút wysyłamy jeszcze kartki na poczcie i ruszamy dalej. W Słowacji, blisko granicy z Polską zatrzymujemy się jeszcze w markecie, żeby zaopatrzyć się w czeskie piwa. Wracamy przez jedną z fajniejszych polskich dróg – pętlę bieszczadzką, co jest chyba już ostatnią frajdą tegorocznej wyprawy.
Jakbyśmy mieli podsumować Węgry to powiedziałbym, że to kraj, który z pewnością zyskałby na lepszym ukierunkowaniu się na zagranicznych turystów (oczywiście nie mówię o Budapeszcie – tu jest elegancko). W mniejszych miastach brakuje często informacji w innym języku niż węgierski. Słabo też jest ze stronami internetowymi. To, że są to rzadkość, a spotkać taką, w której jest język angielski do wyboru to już prawie niemożliwe. Na tłumaczeniu zyskali by z pewnością sporo, bo język węgierski jak dla nas był prawie nie do nauczenia. Dopiero po trzech dniach udało nam się zapamiętać dwa podstawowe zwroty: „dzień dobry” i „dziękuję”. Może inaczej z informacjami jest przy kąpieliskach – w końcu tam najwięcej turystów z przygranicznych krajów przyjeżdża. W Budapeszczie jednak to co przed chwilą napisałem nie jest już prawdą. To miasto zdaje się nie mieć kompleksów w stosunku do innych europejskich stolic. Jest wielkie i jest świetnie przygotowane pod turystów.
28 sierpnia 2015 Tagi: hercegkút, mazda, mazda mx-5, węgry, wino Wyprawa: Drogą węgierskiego wina i folkloru