Czeska podróż – Praga
Około 10:00 jesteśmy po śniadaniu i spotykamy się z Janą i Vitkiem, żeby rozliczyć się za degustację i kupić kilka butelek wina. Jana pyta jak się bawiliśmy podczas degustacji i czy nie było nam špatně. Okazuje się, że gospodarze również się z nami dobrze bawili. Nie pozostaje nic jak wrócić tu za jakiś czas. Żegnamy się i ruszamy w drogę.
Po kilku godzinach drogi zbliżamy się do Pragi. Przy wjeździe do miasta rozpoczyna się mocna burza, że aż brodzimy w wodzie, która nie została jeszcze odprowadzona. Na szczęście ulewa jest tylko chwilowa i zaraz przeradza się w drobną mżawkę. Dojeżdżamy do hostelu, w którym dzisiaj śpimy i już sam budynek zaczyna budzić nasz niepokój. No ale miejsce było polecane przez znajomą, więc pewnie w środku jest lepiej niż na zewnątrz. Nic bardziej mylnego bo zamiast do hostelu trafiliśmy chyba do hotelu robotniczego. Pełno dziwnie wyglądających ludzi, nieuprzejma portierka i budynek zapuszczony w środku tak samo jak jego elewacja. Pozostaje nam jedynie zostawić rzeczy w pokoju i ruszyć do centrum. Wsiadamy więc w tramwaj i wysiadamy w pobliżu placu Wacława. Zmierzamy pod ratusz, na którym znajduje się słynny zegar astronomiczny Orloj. W centrum wcale nie jest tak źle jak mówili znajomi – nie ma tu tłumów, a jedynie garstka ludzi.
Spacerujemy po praskich uliczkach i w pewnym momencie trafiamy na jedną, która wygląda dość osobliwie. Jest tu bowiem kamienica, w której we wszystkich oknach jarzy się czerwone światło a na barierkach do suszenia wywieszona jest damska bielizna. Skojarzenie jest jednoznaczne, ale pod spodem znajduje się komisariat policji. O. postanawia wypytać panów policjantów o to dziwne miejsce.
Co to jest?
Burdel.
A to legalne?
Nie, ale normalne.
Wkraczamy do jednej z knajp z piwem, żeby się zrelaksować i jednocześnie przygotować na noc na Koněvovej. Trafiamy do baru, w którym kelner jest bardzo sympatyczny i nieźle mówi po polsku. Mimo, że nie ma miejsc to zaraz organizuje dla nas dodatkowe stoliki i stawia je w wolnej przestrzeni.
Po paru godzinach spędzonych w barze znów wychodzimy na praskie ulice i przed oczami maluje się nam obraz, który za bardzo nie zachęca do spacerowania. Prawie na każdym rogu znajduje się czarnoskóry diler, który do każdego przechodnia krzyczy: Hello my friend, I’ve got something for you. W Pradze posiadanie zielonych rozweselaczy jest legalne, więc o kupno tu na prawdę łatwo. Obrazu dopełniają niemieccy turyści próbujący skorzystać z usług praskich prostytutek, których również wydaje się tu być pełno.
4 października 2012 Tagi: czechy, praga, rover Wyprawa: Czeska podróż