Morawy – powrót z przez Ołomuniec
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Dziś powrót z Moraw. Trasa praktycznie ta sama, co poprzednio. Jedziemy przez Ołomuniec, żeby zjeść w Moritzu a granicę przekraczamy w Boboszowie. Zdecydowanie wolimy tę trasę niż drogę przez Ostrawę i autostrady, bo jest mniej nudna. Przez góry zawsze fajnie się jedzie. Do tego droga jest lepsza, bo czeskie autostrady są zdecydowanie mniej równe niż polskie.
Dzień zaczynamy od kawy w jednej z mikulovskich kawiarni. Zaraz potem pakujemy się do samochodu i ruszamy w stronę Ołomuńca. Na miejscu udajemy się do Moritza, który tak dobrze zapadł nam w pamięci po pierwszej wizycie w Czechach. Tym razem próbujemy knedli z gulaszem i zupy czosnkowej (česnečka). Zupa czosnkowa jest super, pod warunkiem, że wszyscy towarzysze ją jedzą, więc dobrze, że jesteśmy w tym wyborze zgodni. Zupa okazuje się rewelacyjna, bo ma w środku nierozbite żółtko i kawałki boczku. Do tego rozgrzewa jak mało co! Ja znów żałuję, że prowadzę, bo nie mogę wypić warzonego na miejscu piwa…
Po obiedzie robimy sobie obchód po Ołomuńcu. Jak poprzednio przechadzamy się koło kolumny morowej oraz ratusza. Ołomuniec znamy już całkiem dobrze, więc tym razem bardziej spacerujemy, niż zwiedzamy.
Na Ołomuńcu kończy się nasza wyprawa a wspomnieniem po niej są dwa kartony białego wina, które zapewne szybko opróżnimy. Po raz kolejny utwierdzamy się w przekonaniu, że Czechy są super. Kraj, w którym nie czujemy się jak intruzi, czy turyści, z których można wydobyć każdy grosz. Czujemy się po prostu dobrze ugoszczeni.
30 września 2013 Tagi: czechy, mazda, morawy, moritz, ołomuniec Wyprawa: Morawskie wino