Prato Carnico – Triest
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Udine
Po śniadaniu kupujemy od Ingrid kawałek sera i żegnamy się zapewnieniem, że jeszcze nie raz tu wrócimy. Pakujemy rzeczy do samochodu i ruszamy do Udine. Po wczorajszym dniu, który był raczej deszczowy, temperatura w okolicach 20 stopni jest miłą odmianą. Im dalej na północ, tym cieplej, a w okolicach Udine temperatura podskakuje do ponad 30 stopni. Wakacje.
Najważniejsze zabytki Udine znajduję się blisko siebie. Zwiedzanie nie zajmuje nam więc zbyt dużo czasu i w około 2 godziny udaje nam się zobaczyć najważniejsze atrakcje jak zamek, Plac Wolności, Llogia del Lionello czy Piazza San Giacomo. Udine jest bardzo ładnym miastem o ponad tysiącletniej tradycji, jednak nie należy do miejsc uczęszczanych przez turystów. Ludzi tu jest niezbyt wiele, dzięki czemu możemy je zwiedzać w spokoju, w przeciwieństwie do najbardziej znanych włoskich miast.
Palmanova
Kolejny cel dzisiejszego dnia okazuje się być porażką. Miasto, które prezentuje się ciekawie w przewodnikach i na zdjęciach z lotu ptaka zupełnie nie robi wrażenia z perspektywy zwiedzającego. Po wpisaniu „Palmanova” w najbardziej znanej wyszukiwarce pokazują nam się zdjęcia miasta wpisanego w geometryczną gwiazdę. Jednak perspektywa ta w żaden sposób nie jest w Palmanovie dla turysty dostępna, no chyba, że posiadamy drona. O wieżach, z których dałoby się podziwiać miasto można jedynie pomarzyć. Zostawiamy auto na darmowym parkingu poza murami miasta i ruszamy na spacer jedną z kilku ulic, które prowadzą do centrum. Dziś jest targ, ale też nie taki, jaki sobie wyobrażaliśmy. Żadne produkty regionalne czy choćby warzywa bądź owoce. Zamiast tego jest pełno bluzeczek, selfistików i rajbanów po 5€. Taki stadionowy bazarek, tyle, że w centrum, na głównym placu. Ok, wszakże rynek do tego kiedyś w mieście służył…
Przynajmniej spotkaliśmy po drodze ładnego Fiata 500:
Aquileia
Skwar nie odpuszcza, więc cieszymy się, że przed wyruszeniem na wakacje doprowadziliśmy do porządku klimatyzację w samochodzie. Niezbyt strudzeni upałem docieramy do Akwilei. Tym razem zupełnie pomijamy miasto i podjeżdżamy w okolice katedry, którą opisuje chyba każdy przewodnik. Podłoga katedry pochodzi z IV wieku i jest wyłożona wczesnochrześcijańską mozaiką, która jest największa na świecie. Katedralną podłogę od sufitu dzieli ponad 1000 lat, ponieważ dach został wykonany w XV wieku. Mozaiki robią wrażenie. Są wykonane z dość dużych kamyczków, ale przedstawiają wyraźne kształty. Choć momentami trzeba się zastanowić, co na nich widać. Koguta atakującego żółwia?
Grado
Do Grado jedziemy drogą, po obu stronach której jest morze. Na miejscu okazuje się, że cały darmowy parking jest zajęty. Co niektórzy próbowali szczęścia stając nawet na trawniku, jednak widzimy, że wrócą z mandatem, bo właśnie policja karze kreatywnych kierowców czterech kółek. Na szczęście na pobliskim płatnym parkingu jest kilka wolnych miejsc. Parkujemy i ruszamy do centrum Grado. To typowo turystyczna nadmorska miejscowość, więc w czasie sjesty nie jest zupełnie wyludniona jak miasta, które zwiedzaliśmy wcześniej. Na początku przechodzimy przez główny deptak – miejsce pełne turystycznego kiczu i docieramy do brzegu, na którym ludzie próbują się opalać, mimo tego, że jest skalisty. Szybko uciekamy od zatłoczonych miejsc i wchodzimy w starą część miasta. Kolejny raz muszę napisać, że to urocze miejsce, ale nic nie poradzę – ono takie po prostu jest. Wąskie uliczki, stare, chłodne mury, place pomiędzy kamienicami przykryte winoroślą czy tabliczki z nazwami ulic, na których namalowany jest obraz z tą właśnie ulicą. Pod wieczór starówka zapewne zmienia się w gwarną imprezownię, ale my mamy to szczęście, że w czasie sjesty spaceruje tu zaledwie garstka ludzi.
Sistiana
W Sistianie dziś mamy nocleg, ale na koniec dnia postanawiamy jeszcze podjechać do oddalonego o 18 km Triestu. Zanim jednak wyruszymy, robimy sobie spacer ścieżką Rilkego. Droga zachwalana przez poetę prowadzi nad samym morzem i o zachodzie słońca wygląda bardzo przyjemnie. Nie do końca jesteśmy przygotowani do spaceru po wystających z ziemi dużych kamieniach, ale jakoś dajemy radę. Gdy naszym oczom ukazuje się zamek Duino zawracamy, żeby zdążyć coś jeszcze zobaczyć w Trieście.
Triest
Droga z Sistiany do Triestu biegnie nad samym morzem i czasem przejeżdża się przez wydrążone w skale tunele. Od razu przypomina się nam droga do Genui z poprzedniej wyprawy (klik), tyle że wtedy jechaliśmy w południe, nie było cykad i… morze było inne.
Do Triestu docieramy, gdy słońce już prawie w całości zachodzi. Nie mamy już czasu na zwiedzanie, więc po prostu przechadzamy się ulicami, żeby zaczerpnąć klimatu dużego włoskiego miasta. Bardzo podoba nam się główny plac, który jest otwarty na morze. W Trieście jest gwarno. Mnóstwo ludzi wychodzi na ulicę, żeby zjeść kolację albo spotkać się przy drinku czy kawie. Właśnie z kawy Triest słynie. Przed przyjazdem tutaj ktoś nam powiedział, że w całym mieście czuć kawę. My jej jednak nie czujemy, ale słyszymy… szczęk łyżeczek w filiżankach. Zasiadamy w jednej z restauracji, żeby napić się kawy i zjeść kolację. Korzystając z chwili spokoju, dzwonię do rodziców, żeby powiedzieć im gdzie dojechaliśmy i przywołać powracające w tym momencie wspomnienie. Bo prawie 20 lat temu właśnie w Trieście zabłądziliśmy nocą, w drodze z Wenecji do Chorwacji, gdzie spędzaliśmy wakacje…
22 sierpnia 2016 Tagi: aquileia, bmw, grado, palmanova, sistiana, triest, udine, włochy Wyprawa: Włoskie jeziora