Lukka – Florencja
Chcesz wesprzeć naszego bloga? Postaw nam wirtualną kawę!
Śniadanie jemy na tarasie willi w której spaliśmy. Po wczorajszych zachwytach nad Lukką cieszymy się, że możemy jeszcze tu chwilę zostać. Jest niedziela rano i chyba wszyscy jeszcze śpią, nawet kot na dachu samochodu. Jedynie sklep z czekoladą jest przygotowywany do otwarcia i pozwala nam nacieszyć się zapachem swoich wyrobów. Zmieramy ku najbardziej znanej wieży w mieście – Torre Guingi i spotykamy pierwszego niemiłego Włocha w teakcie naszej podróży. A raczej Włoszkę. Przy kasie w wieży wystawiła kartkę – „nie wydaję reszty”. Masz ci los – my akurat drobnych akurat nie mamy. Jedynie 50€, więc szukamy co by tu kupić albo gdzie rozmienić pieniądze. Na szczęście zaczepia nas sympatyczna brytyjka, która zorientowała się, że mamy ten sam problem co jej mąż przed chwilą i proponuje nam rozmienienie. Z biletami w ręku wychodzimy po schodach ułożonych w kwadrat i dość szybko dochodzimy na szczyt wieży. Jeszcze nigdy nie obserwowaliśmy miasta z wieży, na której rosną drzewa dające sporo cienia. Dęby. Dokładnie siedem.
Kolejny punkt to Piza. Sama droga jest bardzo urokliwa, bo z obu stron jezdni piętrzą się platany. Do tego przez pewien moment na drodze unosi się silna won bazylii.
Piza już jednak nie zachwyca. Tłumy turystów i imigrantów handlujących tandetnymi podróbkami luksusowych zegarków i oklarów skutecznie zniechęcają do zwiedzania. Darujemy sobie najbardziej znany zabytek na Campo dei Miracoli – krzywą wieżę i zmieramy do baptysterium. Niestety środek nie jest zbyt atrakcyjny, jest wręcz ascetyczny. Na szczeście trafiamy na mały pokaz możliwości akustycznych tego miejsca.
Udajemy się do Florencji i praktycznie całą drogę jedziemy pomiędzy drzewami dającymi przyjemny cień. Bardzo miła recepcjonistka daje nam mapę i rysuje najważniejsze miejsca, które musimy zobaczyć. Instruuje nas też jakim autobusem jechać i wrócić z centrum. Niestety w autobusie biletów brak bo się skończyły i nie ma ich gdzie kupić. Żadnych automatów. W pobliskim barze, w którym jest mini kiosk też ich nie ma. Decydujemy się na podróż samochodem i postój na największym parkingu w pobliżu starego miasta. Piazalle Michelangelo. Parking jest na wzniesieniu a widok na stare miasto obiecuje dużo.
Przechodzimy mostem sąsiadującym z Ponte Vecchio i obserwujemy tłumy podobne do tych jakie są na moście Karola w Pradze. Podchodzimy pod katedrę, która robi wrażenie swoimi rozmiarami. Jest wręcz ogromna.
Kupujemy bilet łączony na dzwonnicę, kopułę i baptysterium i kilka innych atrakcji (http://www.museumflorence.com/) za 10€. Niestety baptysterium jest zamknięte z powodu remontu. Zwiedzamy więc wnętrze katedry oraz wychodzimy na dzwonnicę – Campanile di Giotto. Wyjście jest dość męczące i napradę zsapani dochodzimy na taras, z którego oglądamy stare miasto. Zazdrościmy ludziom, którzy mają na dachach tarasy. Wypić poranne espresso w takim miejscu…
Kręcąc się po florenckich ulicach, przechodzimy przez targ ze skórami, na którym od razu czuć, że sprzedawcy nie sprzedają żadnego skaju. Trafiamy też na drugiego niemiłego Włocha, który nie pozwala nam zwiedzić kościoła, mimo, że zamknięcie nastąpi dopiero za 20 minut. Obserwujemy teź miejscowe, jakże nachalne i jakże sprytne żebraczki – gdy tylko oddźwierny zamyka bramy świątyni za ostatnim wiernym te szybko zbierają się, zapewne żeby zdążyć na kolejny mszalny utarg. Zmęczeni chodzeniem i głodni szukamy miejsca na kolację. Nasze serca i żołądki zdobywa La Proscutteria z sufitem pełnym wiszących udźców, która z miejsca informuje, że nie jest restauracją i w barze jest samoobsługa. Przemiła pani za ladą pomaga nam dobrać potrawy i następnie przygotowuje zrazy, gulasz oraz wielkie plastry prosciutto. Zajadamy się ze smakiem i przyglądamy pomysłowemu wystrojowi.
Po kolacji przechadzamy idziemy jeszcze na Ponte Vecchio. Tym razem już trochę mniej zatłoczony.
Powoli wracamy do auta, jest już po zmroku jak dochodzimy do parkingu na wzgórzu.
31 sierpnia 2014 Tagi: campanille, florencja, lukka, mazda, mazda mx-5, palazzo vecchio, piza, ponte vecchio, toskania, włochy Wyprawa: Kabrioletem przez Włochy